Z Ryszardem Gallą, kandydatem Mniejszości Niemieckiej na posła, rozmawia Krzysztof Świerc.

Co sprawiło, że zainteresował się pan polityką, tą przez duże P, którą od wielu lat pan uprawia? Z charakteru zawsze byłem człowiekiem, który lubił wiedzieć, co się wokół dzieje, i to w różnych obszarach. Tak było już w szkole podstawowej, zawodowej, średniej i na studiach, a zatem można powiedzieć, że politykowałem od najmłodszych lat. Na poważnie jednak polityką zainteresowałem się, kiedy w Polsce zaczęły się tworzyć samorządy oraz ruch mniejszościowy, a mnie powierzono funkcję szefa gospodarki komunalnej w mojej gminie Komprachcice. Wtedy w życiu publicznym na poziomie lokalnym pojawiłem się jako kandydat na radnego gminy z ramienia mniejszości niemieckiej. Działalność ta zafascynowała mnie i zaczęło się – pracowałem z całych sił. Efekt? W 1994 r. został pan w swojej gminie przedstawicielem do sejmiku samorządowego. Zgadza się, a ówcześni szefowie mniejszości niemieckiej – Gerhard Bartodziej i Henryk Kroll – zaczęli zabiegać o to, abym przewodniczył temu ciału. Wtedy jednak trudno mi było podjąć taką decyzję, ale znalazłem się w prezydium tego sejmiku. To był duży plus, bo zdobyłem bardzo dobre przygotowanie do tego, aby w 1998 r. wystartować w pierwszych bezpośrednich wyborach do samorządu województwa. Tak też się stało, ale startował pan z dosyć odległej pozycji. Jednak rozpoznawalność mojej osoby, nie tylko w gminie Komprachcice, ale i poza nią, była już wtedy duża, zwłaszcza w sąsiednich gminach – Prószków i Dąbrowa. Fakt ten sprawił, że wygrałem te wybory i dzięki temu dostałem się do sejmiku, a przedstawiciele naszej organizacji zaproponowali mi reprezentowanie mniejszości niemieckiej w Zarządzie Województwa Opolskiego w roli wicemarszałka. Tak w skrócie zaczęła się moja droga polityczna, bo od tego momentu krok po kroku ugruntowywałem swoją pozycję, m.in. dzięki temu, że regularnie startowałem z list Mniejszości Niemieckiej do parlamentu. Jednak punktem kulminacyjnym dla mojej kariery politycznej był rok 2005, kiedy dostałem na tyle dużo głosów, że razem z posłem Henrykiem Krollem dostałem się do Sejmu – i tak do dzisiaj, a zatem od 18 lat jestem parlamentarzystą. Patrząc na wyniki pracy, powiedziałbym, że jest pan parlamentarzystą z „powerem”. Jednak bycie od kilkunastu lat jedynym posłem z ramienia MN w polskim Sejmie, „dryfującym” pośród wręcz pożerających się polskich partii, nie jest łatwe. Mimo to Ryszarda Galli nie zatopiono. Dlaczego? Wytrzymuję ciśnienie, unikam konfliktów, bo zdaję sobie sprawę, że to nic dobrego nie przynosi. Staram się natomiast normalnie rozmawiać i merytorycznie odpowiadać. Taktyka ta neutralizuje zapędy drugiej strony, i to bez względu na to, czy są to posłowie z koalicji, czy opozycji. Oczywiście nie zawsze się to udaje, czasami człowiek się irytuje. Dzieje się to przede wszystkim w momencie, kiedy poruszane są tematy dotyczące stricte mniejszości, bo wówczas w wielu wypadkach nie mówi się o konkretnych problemach, z jakimi borykają się one w Polsce, nie rozumie się ich. Dużo łatwiej by było, gdyby w Sejmie było więcej reprezentantów MN. Zdecydowanie tak, i wiem, o czym mówię, bo takiego rodzaju pracy z kolegami z naszej organizacji doświadczyłem w swojej karierze. Był to jednak krótki okres – dwóch lat, od 2005 do 2007 r. – ale wystarczająco długi, aby zrozumieć, że jeśli nasza reprezentacja w parlamencie byłaby większa, to moglibyśmy odpowiednio rozkładać siły, dzielić się zadaniami i ich realizacją, bo tak dokładnie było w okresie wspomnianych dwóch lat. Jednak od 2007 r. jestem sam i, co tu dużo tłumaczyć, nie da się w pojedynkę opanować wszystkiego, co przekuwa się w szereg ograniczeń. Gdyby zaś posłów z ramienia MN było więcej, można by obszary działalności podzielić i w ten sposób szybciej zapobiegać i reagować na różne tematy i zdarzenia. A taki podział mógłby obejmować m.in. obszar samorządowy, zdrowotny, rolnictwo, budownictwo, infrastrukturę, politykę zagraniczną czy też – jak w moim przypadku – obszar finansowy, w którym się specjalizuję. Tak niestety nie jest i choć staram się w każdym momencie odpowiadać na różne projekty, które w Sejmie są przeprowadzane, to jednak nie na wszystko jestem w stanie skutecznie reagować, bo jest to fizycznie niemożliwe. Bycie Niemcem w polskim parlamencie pomaga w załatwianiu różnych spraw czy raczej przeszkadza? Nie chowam się za jakimiś ugrupowaniami partyjnymi. Z dumą reprezentuję szyld mniejszości niemieckiej, a czy to przeszkadza? Czasami rzeczywiście nie jest łatwo, ale po wielu latach pracy i współpracy widzę, że w większości przypadków spokojnie można z tym żyć. Bywa też tak, że właśnie ten wyróżnik, który mnie charakteryzuje, jest dla mnie powodem do satysfakcji. Tym większym,

Do you see content on this website that you believe doesn’t belong here?
Check out our disclaimer.